Ja ma tylko swoje marzenia i kawał trudnego życia za sobą, pragnienie zmiany i już dość ogromnego stresu.
To jest moje marzenie.
Ogromne pole lawendy a pośrodku - mój domek - azyl, gdzie rano się budzę i uśmiecham się sama do siebie, mówiąc, "dobrze, że tu jestem".
Dlaczego akurat lawenda? Z prostego, bardzo prozaicznego powodu. Stanęłam kiedyś, na skraju takiego pola lawendowego i zachwycił mnie ten widok i zapach, niesamowity zapach świeżości podczas lekkiego podmuchu wiatru. Od tego czasu ten obraz ukazywał mi się za każdym razem jak zamykałam oczy. Był wszędzie, na obrazkach, na komputerze, w ulubionym fioletowym i niebieskim kolorze.
Kiedy w końcu się przeprowadziłam do własnego domku i zaczęłam upiększać teren wokół, zakładając ogród, postanowiłam posadzić miedzy różami lawendę. Najpierw tylko jako tło dla moich 40 róż. Po roku już głośno zaczęłam wypowiadać słowo lawenda - "lawenda mi się podoba". A kiedy mój los zafundował mi dłuższe wolne od pracy zawodowej zrobiłam pierwszy woreczek z lawendą, pierwszą fusetkę. Poszperałam w internecie i oświeciło mnie. W Polsce jest trochę osób, których tak jak mnie zachwyciła ta roślina. Roślina o przepięknych kwiatach, oszałamiającym zapachu i właściwościach leczniczych.
Kiedy zaczęłam głośno wypowiadać słowo lawenda, zaczął się kształtować pierwszy zarys tego jak ma to moje marzenie wyglądać.
Kawałeczek pola, który odziedziczyłam po rodzicach zaczęłam przygotowywać do uprawy tej rośliny. Zaorałam łączkę, pozbyłam się chwastów, wyrównałam pole. Potem przemyślałam sprawę nawodnienia. Ponieważ lawenda nie jest wymagającą rośliną i raczej woli suche i piaszczyste podłoże - przepuszczalne, postanowiłam zrobić odwodnienie na moim mokrym, z natury gruncie, powstałym w dolinie Warty.
Przygotowywanie pola do sadzenia lawendy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz